Protest pracowników pod Marriottem

2008-01-31, 12:14:02

30 osób oskarżało w środę dyrekcję hotelu Marriott o łamanie praw pracowniczych. A Marriott na to: - Niczego nie łamiemy! – czytamy w Gazecie Wyborczej.

Związkowcy trzymając flagi z napisem "Solidarność", opowiadali przez megafon o tym, jak się pracuje w najwyższym w Warszawie hotelu.

- Tu się utrudnia działalność związków zawodowych, stąd wyrzucono przewodniczącego zakładowej komisji NSZZ "Solidarność", tu wreszcie nie ma jasnego regulaminu wynagrodzeń - wyliczał Andrzej Kropiwnicki, przewodniczący Regionu Mazowsze NSZZ. Według niego wcześniej zdarzało się, że pracownicy nie mogli przynieść do pracy drugiego śniadania, tylko musieli się stołować na własny koszt w pracy. Ironicznie skomentował wewnętrzną broszurkę Marriottu, z której wynika, że pracuje się w nim jak w rodzinnej firmie. - Jesteśmy tu dzisiaj, bo wiemy, że właśnie teraz spotyka się z pracownikami Marriottu dyrektor. Niestety, jest taka atmosfera w pracy, że nikt z naszych kolegów nie wyszedł, bo każdy się boi, że ją straci - dodał Waldemar Dubiński, wiceprzewodniczący związku.

Przechodnie dostawali od związkowców ulotki ze zdjęciem hotelu i napisem: "Uwaga, zły pracodawca!". Na odwrocie mogli przeczytać: "Tu łamią prawa pracownicze, tu szykanują związki zawodowe, tu nie szanują ludzi pracy, tu nie ma dialogu społecznego!".

Przedstawiciele dyrekcji Marriotta kategorycznie zaprzeczają jednak, jakoby łamały prawa pracownicze. - Te zarzuty są tak ogólne, że trudno nam się do nich merytorycznie odnieść - stwierdziła Agnieszka Róg-Skrzyniarz reprezentująca hotel. I przypomniała, że sieć Marriott od ośmiu lat znajduje się na liście czasopisma "Fortune" "100 najlepszych firm, w których warto pracować".

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna – 30.01.2008 r.



www.hotelinfo24.pl