Konsumpcja w ciemnościach w warszawskim Novotelu

2008-03-01, 15:23:53

Dans Le Noir, słynąca na całym świecie sieć restauracji serwujących jedzenie w ciemnościach, już w marcu będzie w Polsce. Na niecodzienny eksperyment zdecydował się warszawski hotel Novotel Warszawa Centrum, należący do francuskiej sieci Accor. Na początek uruchamia lokal na próbę - restauracja ruszy 12 marca i czynna będzie do 21 czerwca. Jeśli jednak pomysł się sprawdzi, hotel zamierza wykupić licencję na dłużej.

Francuska sieć przyjęła pomysł z rodzimego rynku. Pierwsza Dans Le Noir powstała w 2004 r. w Paryżu, a kolejne w Londynie i Moskwie. Wszędzie stały się przebojem. W Paryżu w ciągu pierwszych dwóch lat lokal odwiedziło 100 tys. gości. To niemało, zważywszy, że ceny nie są niskie: na przykład w Londynie za zestaw dla jednej osoby trzeba zapłacić ok. 47 funtów.

W warszawskiej restauracji będzie zaledwie około 40 miejsc. Goście nie mogą wnosić do środka latarek, aparatów, zapalniczek, telefonów - niczego, co wytwarza światło. Przewodnikami są wyszkoleni niewidomi kelnerzy: prowadzą klientów do stolików, przyjmują zamówienia, przynoszą talerze z jedzeniem, wyjaśniają, co gdzie się znajduje, jak się nalewa płyny. A potem goście muszą radzić sobie sami. Widzącym trudno jest rozpoznać potrawy po smaku.

Goście odkrywają, że smakują one zupełnie inaczej niż wtedy, gdy jedzą przy świetle - mówi Paulina Krysik z Novotelu. Koncept ma też wymiar edukacyjny: ma przybliżyć widzącym świat ciemności.

Takich niezwykłych pomysłów na restauracje czy bary jest w Polsce coraz więcej. To efekt rosnącej konkurencji na rynku, ale i odpowiedź na zainteresowanie naszych rodaków gastronomią. Coraz więcej restauratorów przekonuje się, że nie wystarczy już tylko dobre jedzenie, by osiągnąć sukces. - Trzeba też mieć dobry pomysł. I odwrotnie, sam pomysł nie wystarczy, musi być dobre jedzenie - podkreśla Małgorzata Burzec-Lewandowska, ekspert rynku gastronomicznego portalu Horecanet.pl.

Jednym z najbardziej nietypowych jest warszawski Ice Club - bar w kształcie lodowej jaskini. Wszystko w nim - ściany, meble, a nawet kieliszki - jest wykonane z lodu, a do środka komory, w której temperatura wynosi minus siedem stopni Celsjusza, goście wchodzą w specjalnych ciepłych narzutkach. Mimo że w tym roku będzie miał dwa lata - wciąż cieszy się popularnością. Zwłaszcza w soboty trudno o wolny stolik. Ale właściciel przyznaje, że liczył na więcej: w podobnym lokalu w Sztokholmie trzeba zapisywać się z dwutygodniowym wyprzedzeniem.

A koszty utrzymania takiego lokalu są wysokie: - Sam lód kosztuje 35 tys. zł, trzeba też utrzymać odpowiednio niską temperaturę - mówi Dariusz Mroczkowski, właściciel lodowego baru.

W coraz większej liczbie restauracji potrawy przyrządza się na oczach klientów. Coraz więcej jest też takich, gdzie jedzenie sprzedaje się na kilogramy. Goście wybierają potrawy, a potem stawiają na wadze. Z kolei w Churrasco do Landa w Zakopanem i Warszawie płaci się tylko 39,30 zł za wejście, a potem je się do woli. Tylko napoje są płatne osobno. Wizytówką katowickiej restauracji Kyoto Sushi jest 15-metrowy bar, dookoła którego w napełnionej wodą rynnie na specjalnych łódkach pływają talerzyki z potrawami.

Takich pomysłowych rozwiązań będzie przybywać. Bo rosną nasze wymagania i konkurencja na rynku.

Źródło: Polska Gazeta Krakowska – 28.02.2008 r.



www.hotelinfo24.pl