W
języku angielskim występują określone wyrażenia oddające ciepłe odczucia,
kiedy się ich słucha. „gromadka dzieci”, „trzeszczący kominek”, „domowe
jedzenie”. Słuchanie takich wyrażeń przenosi nas w przeszłość do dużo
prostszych i mniej skomplikowanych czasów obfitujących w proste przyjemności,
kiedy byliśmy spowici w ciepło życia rodzinnego i wszyscy byliśmy jeszcze za
młodzi na kandydatów do kolonoskopii.
Hotele
pozwalają sobie na wszystko, aby tylko zapewnić ci komfort domu, a jeżeli
prowadzisz typowy biznes gastronomiczny to prawdopodobnie masz w swoim menu różnego
rodzaju potrawy na sposób „domowy”. Nawet jeżeli marże w twojej restauracji są
tak szczupłe jak Lindsey Lohan, to starasz się zapewnić swoim gościom chociaż
trochę tego, co by przypominało potrawy „jak u mamy”.
Zastanawiałem
się nad tym, kiedy wchodziłem do lokalnej, wolno stojącej restauracji
reklamującej się sloganem „domowego gotowania”. Była to prawdopodobnie jedna z
setek restauracji tej szczególnej marki, spośród których wszystkie oferują
„domowe wyroby” i korzystają z wysiłków marketingu swojej franczyzy, który
nasyca media tym sloganem. Miałem kłopoty ze znalezieniem miejsca do parkowania,
musiałem więc przespacerować się wzdłuż restauracji, gdzie byłem świadkiem
rozładowywania artykułów żywnościowych, z dużej dostawczej ciężarówki. Osuszone
i zamrożone plastry selera. Mrożone natychmiast po zebraniu młode ziemniaki z
Idaho. Najlepsze holenderskie sosy w puszkach. Najlepsze kiełbaski w sosie mięsnym,
w tubkach po 24 funty.
Najlepsze solone kotlety wieprzowe w ekskluzywnym wstrząsowym pojemniku.
Najlepsza natka białej pietruszki, tylko dla celów dekoracyjnych, nie do odsprzedaży.
Domowe gotowanie musiało się chyba bardzo zmienić. Ale wiecie co? To co
nastąpiło później, było najlepszym posiłkiem, jaki spożywałem w ostatnich
tygodniach.
Stało
się tak dlatego, że „domowe gotowanie”, również w domu jest chyba jakieś inne.
Wszyscy pracujemy zawodowo, nosimy rzeczy do pralni, prowadzamy dzieciaki na
treningi piłki nożnej i kiedy wracamy do domu, to jesteśmy zbyt zmęczeni, aby
przygotować faktycznie świeże produkty do przyrządzenia potrawy w chromowanej
kuchence elektrycznej. Gdybyśmy to zrobili, to jedlibyśmy tę potrawę domowego
wyrobu, w porze rozpoczynania przez Jaya Leno jego cyklicznego programu
'Tonight Show'. Zamiast tego, spożywamy „paczkowane półprodukty', co oznacza,
że w ciągu trzech minut będziemy mogli rozkoszować
się wspaniałym posiłkiem, składającym się z trzech dań, podanym na podłużnej
papierowej tacce, który wyglądałby tak jak, potrawa przedstawiona na zdjęciu
opakowania, gdyby była ugotowana i pozostawiona na chodniku od października.
W
niektóre dni nie mamy nawet na tyle siły, aby przygotować sobie posiłek w ten
właśnie sposób. Chwytamy więc, na wpół zjedzoną torbę z grillowymi chipsami
ziemniaczanymi i otwieramy puszkę dietetycznej wiśniowo-grejpfrutowej wody
sodowej w czasie przeglądania reklamówek z poczty.
Jeżeli
chcemy podać naszym gościom „domowe wyroby”, przenieśmy się do dwudziestego
pierwszego wieku i zróbmy to prawidłowo. Po pierwsze, nie mam w domu personelu
obsługującego. Wszystkie rzeczy muszę kupić i przynieść do domu osobiście. No i
muszę za nie zapłacić, zanim je zjem. Zbierz pieniądze, po parę dolarów na
głowę, kiedy goście będą wkraczali na twój „obszar gastronomii” i dopiero po
dokonaniu tej czynności będą mogli się czuć jak u siebie. Postaw sprawę jasno:
stroje mogą być zwyczajne, zachęć się do założenia szlafroków i kapci domowych.
W
pewnym łatwo dostępnym miejscu należy ustawić dużą lodówkę, w której zaczynają
się procesy plądrowania. Gość chwyta talerz ze zmywarki i wtyka swoją głowę do
lodówki, gdzie znajdzie obfitość na pół opróżnionych opakowań z przyprawami, specjalność
dnia i nieco innych pomniejszych alternatyw.
Parę
słów na temat tych „alternatyw”. Obecnie, kiedy gość zjada zaledwie połowę
swojej porcji, druga połowa ląduje w śmieciach. Tak nie dzieje się w domu. W
domu porcja zjedzona do połowy, wędruje do lodówki, z przeznaczeniem dla
następnego chętnego. Twoja lodówka powinna być na tyle duża, aby pomieścić
pozostałości Specjalności Dnia z co najmniej ostatnich dziesięciu dni. Jeżeli
twoi goście są wystarczająco głodni, odpadki żywnościowe powinny być bliskie
zeru. Czy ktoś zostawił nie dojedzoną paczkę chipsów ziemniaczanych przy
basenie lub zaledwie napoczętą Coca Colę w pokoju gościnnym? Wiesz, co masz
zrobić?
Specjalność
Dnia jest z pietyzmem przygotowana przez Nocnego Audytora, przy końcu jej/jego
zmiany roboczej i składa się z czegokolwiek, co można wykombinować w
„elektrycznej przenośnej kuchence” przez cały dzień gotowania. Ta technika
polecana jest nawet dla najtwardszych mięs, które stają się delikatne i soczyste
w dwanaście godzin później. Funt pasków wołowych, pięć puszek rosołków
wołowych, duża torba ryżu i jesteś przygotowany na dwa tuziny szczęśliwych
uczestników przyjęcia. Dzięki wysiłkom więzień i różnego rodzaju letnich
obozów, możesz teraz kupić tradycyjne opakowania z Pomocnikiem w przygotowaniu wołowych
produktów z makaronem, sproszkowanymi częściami z kurczaka i kawałkami tuńczyka
z imitacją pasteryzowanego sera. Mmmm. Koszt żywności na zajmowany pokój
powinien spaść poniżej kosztu bezpłatnie dostarczanej gazety (niektóre druki
nadają się do jedzenia, nawiasem mówiąc, jeżeli są ukryte w gęstym, kremowym
sosie).
Restauracyjni
goście pospieszaliby z odgrzewaniem tych wspaniałości i powracali do nich, w
powtórkach Amerykańskiego Idola w TV. Tak więc musisz mieć kilka kuchenek
mikrofalowych o mocy miliona watów zdolnych do przetworzenia pozostałości
Specjalności Dnia do dymiących popiołów, w czasie dziesięciu lub mniej sekund.
To gwarantuje, że kiedy je się zmiesza z ciągle chłodnymi częściami porcji, to
twój wygłodniały gość dostanie zadowalająco ciepławe danie główne. Upewnij się,
że na każdym stoliku znajdują się niedopasowane łyżki, solniczki i pieprzniczki
w kształcie postaci z kreskówek i połowa rolki papierowych ręczników.
Od
tego momentu, twoim przewodnikiem powinno być twoje doświadczenie. Pomyśl o
kuchennych pojemniczkach z rozmiękłymi imbirowymi ciasteczkami, lodach
jedzonych bezpośrednio z pojemnika, być może o sczerniałych bananach. Jedynym
personelem, którego będziesz potrzebował, to jest faktycznie starsza kobieta,
która będzie krzyczała na klientów aby płukali swoje talerze i ustawiali je na
zmywarce.
Twoi
goście poczują się tak jak w domu.
Larry
Mundy
Larry Mundy – pracuje w firmie
hotelowej w Dallas. Jego poglądy są jego własnymi spostrzeżeniami i mogą się
znacząco różnić od punktu widzenia innych osób.
Kontakt Larry Mundy email: LJM2804@yahoo.com
|