|
Kompleks w południowym Dublinie
|
Liam Carroll, irlandzki deweloper, który trzy lata temu wybudował w Dublinie sieć hoteli, stoi na skraju bankructwa. Większą część jego imperium zajął komornik. Banki często wolą utrzymywać hotele, które ledwo zipią. Liczą bowiem na zwrot kredytu i na rządową pomoc – informuje Gazeta Wyborcza.
W czasie trwającej 10 lat prosperity irlandzkiej gospodarki hotele wyrastały jak grzyby po deszczu. W ciągu dekady otwarto tu 200 nowych hoteli. Kryzys spowodował jednak konieczność cięcia kosztów i rezygnacji z podróży służbowych oraz spadek wycieczek do Irlandii. Okazało się, że branża hotelarska ma olbrzymie długi – 7 mld euro. To znaczy, że na jeden pokój przypada już dług w wysokości 110 tys. euro. Drugi największy pożyczkodawca irlandzkich hoteli - firma Allied Irish Banks - przyznaje z rozgoryczeniem, że już 60 proc. kredytów jest zakwalifikowanych jako "krytyczne" lub bardzo złe. Największy pożyczkodawca - brytyjski Lloyds Lloyds Banking Group - zapowiedział zaś, że jeszcze w tym miesiącu wychodzi z Irlandii. Na pomoc hotelom, będącym w słabej kondycji finansowej ruszył rząd, a specjalnie stworzona agencja NAMA (National Asset Management Agency), która ma ratować banki przed plagą złych kredytów w kryzysie, przejęła już 48 proc. wszystkich kredytów. W ten sposób hotele, zamiast trafiać w ręce komorników, którzy sprzedaliby majątek, nadal utrzymują się na powierzchni.
Źródło: Gazeta Wyborcza – 1.09.2010 r.
|