Właściciele hosteli, którzy liczyli na szybki i łatwy zysk, przeliczyli się. W przyszłym sezonie z rynku może zniknąć spora część tanich noclegowni - Do tej pory Kraków był miastem o największej liczbie hosteli w Polsce - mówi Krzysztof Śpiewla, rzecznik Hostel Sernice – czytamy w Gazecie Krakowskiej.
Nawet jak na spore natężenie ruchu turystycznego w mieście, ich liczba jest bardzo duża. Pod tym względem Kraków może się równać nawet z Berlinem uważanym za hostelową mekkę. - Duża część krakowskich hosteli powstawała jednak bez niezbędnego przygotowania, zaplecza logistycznego i teraz odbija się to na ich kondycji finansowej. W nowym sezonie może zniknąć nawet kilkanaście procent z nich - prognozuje Śpiewla.
Według wyliczeń pełnomocnika prezydenta ds. turystyki i marketingu – Grażyny Leja, w ewidencji miasta znajduje się ponad 100 hosteli. Ale to zaledwie wierzchołek góry lodowej, bo obiekty te nie muszą się nigdzie rejestrować ani zgłaszać swojej działalności.
- Na podstawie tego, co udało się nam zaobserwować w internecie, naliczyliśmy ok. 480 hosteli - mówi Leja. - Prawdziwe apogeum było w zeszłym roku, kiedy tanie noclegownie powstawały jak grzyby po deszczu. Nie nadążaliśmy ze śledzeniem stron internetowych - dodaje.
Marcin Porada, szef marketingu Hostel Service uważa, że do takiej sytuacji przyczyniły się w dużej mierze media, nieustannie donoszące o zwiększającym się w Krakowie ruchu turystycznym.
- Takie informacje działają na świadomość osób, które liczyły, że łatwo się wzbogacą - mówi. - Zainwestowali masę pieniędzy, a po sezonie okazało się, że koszty się nie zwróciły. Ruch turystyczny w Krakowie nadal jest duży, ale nie aż tak dynamiczny, jak przyrost łóżek - dodaje.
Kolejnym powodem ochłodzenia hostelowej koniunktury jest zmiana profilu turysty. Coraz częściej do Krakowa przyjeżdżają osoby starsze, dobrze sytuowane, biznesmeni, którzy poszukują przede wszystkim odpowiedniego komfortu wypoczynku.
I ile w Krakowie w dalszym ciągu brakuje hoteli z wyższej półki dla gości biznesowych, o tyle widać regres wśród tzw. turystów plecakowych. Od 2004 do 2006 roku obserwowany był ciągły przyrost tego typu turystów, jednak obecnie zanotowany został spadek o 20 proc. Pierwszym symptomem kryzysu była sprawa King Hostelu z ul. Urzędniczej. Hostel wystawił ofertę na portalu rezerwacyjnym HostelWorld.com, przed wakacjami, sprzedał trochę rezerwacji, ale w ogóle się nie otworzył. A jeszcze rok wcześniej działał z powodzeniem. Teraz z powodu fatalnej sprzedaży wolał minimalizować straty.
Nie wiadomo jeszcze, ile tego typu obiektów zostanie na rynku w przyszłym roku. Ich właściciele na razie podsumowują koszty i przychody. Ale już pojawiają się ogłoszenia z ofertą sprzedaży lub dzierżawy budynków noclegowych. Według Krzysztofa Śpiewla jedną z możliwości jest łączenie się obiektów, wśród których dominują małe hostele, na ok. 30-40 miejsc. Większe nie mają problemów z obłożeniem.
- Jesteśmy dużym obiektem, mamy 100 miejsc - mówi Agata Witkowicz, menadżerka Lemon Hostel. - Mogłoby być lepiej, ale nie skarżymy się. Teraz jest dobry okres, bo przyjmujemy grupy. Mamy dużo rezerwacji na wrzesień, październik. Paradoksalnie lipiec i sierpień, czyli szczyt sezonu, to dla nas gorszy czas, bo nie jesteśmy w stanie wypełnić wszystkich miejsc indywidualnymi turystami. Istniejemy od roku i myśleliśmy, że to już ostatni dzwonek, ale jeszcze w tym roku, pojawiły się nowe hostele.
- To niełatwy biznes, jest duża konkurencja - mówi Michał Dzięgiel ze Sky Hostel. - Ale nadal mamy spore obłożenie. Dużo zależy od lokalizacji. Mamy sygnały od klientów, że bliskość centrum to priorytetowa kwestia przy wyborze noclegowni. Liczy się też wyposażenie pokoi, sprawa posiłków w ofercie - wylicza.
Źródło: Gazeta Krakowska – 28.09.2007 r.
|