Właścicielka gościńca "Złoty Łan” w Nowej Soli Helena Haczkowska nie boi się konkurencji, która w sąsiedztwie buduje centrum hotelowe. Boi się biurokracji, związanej z kategoryzacją hotelu. Zwłaszcza, że zaginęły wszystkie papiery budynku.
"Złoty Łan” to widoczny z trasy krajowej nr 3 między Otyniem a Nową Solą "okrąglak” bliźniaczo podobny do "Podgrodzia” w Sulechowie. Budowany w latach 1976-1980, specjalnie z myślą o sportowcach, podróżujących na igrzyska olimpijskie do Moskwy.
Inwestorem budowy była Gminna Spółdzielnia "Samopomoc Chłopska”. W latach 90. obiekt trzykrotnie zmieniał właścicieli, ale nie miał szczęścia, bo ci nie inwestowali w niego i powoli zaczął podupadać. Ponad dwa lata temu kupiła go Haczkowska, która zaczęła przywracać mu dawną świetność.
Tak się złożyło, że w tym samym czasie w sąsiedniej strefie ekonomicznej zaczęły powstawać kolejne fabryki zagranicznych inwestorów i "Złoty Łan” nie narzekał na brak klientów. Mieszkali w nim Japończycy z fabryki Funai, Anglicy z AB Foods, Niemcy, Włosi, a nawet Finowie. Oprócz tego, w hotelu chętnie zatrzymują się goście podróżujący z północy w kierunku Czech, a nawet znani artyści, jak choćby bracia Cugowscy czy dziecięcy zespół Arka Noego.
Kilka tygodni temu miasto sprzedało teren naprzeciw "Złotego Łanu”. Nabyła go firma Geopol z Poznania, która w ciągu trzech lat zobowiązała się wybudować tam okazały hotel z restauracją i salą konferencyjną, stację paliw i myjnię dla torów, a także parkingi dla ciężarówek. Hotel Heleny Haczkowskiej będzie więc miał konkurencję i to tuż za miedzą.
- Nie rozpaczam z tego powodu, nie boję się konkurencji - zapewnia właścicielka. - Traktuję to jak wyzwanie, bo myślę, że dla każdego będzie miejsce na rynku.
By podwyższyć standard gościńca, pani Helena wystąpiła do marszałka o kategoryzację i nadanie obiektowi trzech hotelowych gwiazdek. Ale wtedy okazało się, że nigdzie nie ma dokumentacji budowy, ani żadnych papierów odbioru technicznego.
Bez tego o kategoryzacji nie ma co marzyć. Właścicielka przeszukała już archiwa państwowe wzdłuż i wszerz, ale po dokumentach ani śladu. Nawet pomoc architekt miejskiej Iwony Kubackiej-Kazieczko nic nie dała.
Zdaniem właścicielki, dokumenty zaginęły prawdopodobnie podczas reformy administracyjnej z 1998 r. i przenoszenia papierów z urzędów rejonowych do starostw i z zielonogórskiego urzędu wojewódzkiego do lubuskiego w Gorzowie. A koszt odtworzenia tych papierów, specjalistyczne biura wyceniły na ok. 40-50 tys. zł!
Prawdopodobnie w podobnej sytuacji jest więcej takich obiektów z lat 70. i 80. - To problem, którego chyba nie przeskoczę i zastanawiam się, czy nie pozostać przy formule gościńca - dodaje pani Helena.
Źródło: Gazeta Lubuska – 16.06.2008 r.
|