Fabryka zapałek - jedyne na świecie muzeum z zachowaną w całości i pracującą zabytkową linią produkcyjną, wznowiła działalność po przerwie spowodowanej pożarem. Zapałczarnia chce uchronić się przed plajtą i liczy, że miasto albo zgodzi się na rozbudowę zakładu w centrum hotelowo-logistyczne, albo kupi działkę należącą do fabryki – informuje Polska Dziennik Zachodni.
W fabryce, która jest jednocześnie muzeum, można prześledzić cały tradycyjny proces produkcji zapałek. Zakład znalazł się na Śląskim Szlaku Zabytków Techniki. Jest światowym unikatem kultury technicznej i ten potencjał chce wykorzystać.
Prezes zakładu Eugeniusz Kałamarz jest przekonany, że zapałczarnia ma szansę stać się perełką na skalę europejską, magnesem przyciągającym turystów, drugą najważniejszą atrakcją miasta po Jasnej Górze. W zakład kilkadziesiąt milionów złotych chce zainwestować krakowski przedsiębiorca, Lesław Piekło, który niedawno został prezesem Rady Nadzorczej zapałczarni. Chciałby zrobić tu hotel oraz centrum logistyczne z galerią i salą widowiskowo-konferencyjną. Ma zostać utrzymana produkcja zapałek na zabytkowych maszynach, ale nie na skalę przemysłową, a jedynie jako atrakcja turystyczna.
Miasto jednak nie wydało pozwolenia o warunkach zabudowy, bo teren przy zapałczarni chce wykorzystać do budowy przedłużenia ulicy Sobieskiego z Krakowską, a następnie z Drogą Krajową nr 1. Zapałczarnia zaskarżyła tę decyzję do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które zwróciło sprawę do ponownego rozpoznania.
Jestem zainteresowany inwestowaniem w zapałczarnię - deklaruje Piekło. - Jeśli nasz projekt koliduje z planami miasta, jesteśmy skłonni do kompromisu i przeniesienia inwestycji w inne miejsce. Liczę, że uda się uzyskać rozwiązanie.
Zakłady są gotowe sprzedać zapałczarnię, ale po cenie zbliżonej do tej, którą płaciła GTC za tereny pod Galerię Jurajską przy ul. Krakowskiej.
Szefowie zapałczarni podjęli działania sprzeczne z interesem miasta - twierdzi z kolei Ireneusz Leśnikowski, rzecznik magistratu. - Wiedzieli doskonale, że miastu teren ten jest potrzebny i byli świadomi, że postępują niezgodnie z aktem notarialnym z 1999 roku. Mowa w nim, że pod inwestycję drogową firma sprzeda grunty miastu po cenie aktualnej, powiększonej tylko o wskaźnik inflacji. Obecne szefostwo zapałczarni nie liczy się z interesem ogółu społeczeństwa Częstochowy i na dodatek postępuje niezgodnie z zapisami aktu notarialnego, notabene podpisanego przez prezesa Kałamarza.
Źródło: Polska Dziennik Zachodni – 06.08.2008 r.
|