Roman C.- zwany Wesołym Romkiem to znany poznański
„bywalec” tamtejszych restauracji. Ostatnio jednak zawędrował do Warszawy.
W poniedziałek późnym wieczorem mężczyzna pojawił się w restauracji hotelu
Sobieski. Zamówił campari. Kanapkę ze stekiem popił piwem. Kolację zakończył
filiżanką kawy. Nieświadomy niczego kelner pojawił się przy jego stoliku z
rachunkiem opiewającym na 162 zł i 95 gr. Roman C. tradycyjnie odmówił
płacenia. I jak zwykle wezwano do niego policję.
- Był w stanie uniemożliwiającym komunikację - mówi oględnie Dorota Tietz,
oficer prasowy Komendy Rejonowej Policji Warszawa Ochota. - Zachowywał się tak,
jakby w ogóle nie kontaktował. Dlatego policjanci postanowili zadzwonić do
lekarza - wyjaśnia.
Psychiatra stwierdził u Romana C. zespół maniakalny. Smakosz, zamiast do
aresztu, został przewieziony do szpitala. Jest w nim do teraz. - Ale kary za
szalbierstwo nie uniknie - deklaruje Tietz. Czy rzeczywiście? Poznański wymiar
sprawiedliwości nie daje sobie rady z Wesołym Romkiem już od paru miesięcy.
To była pierwsza odnotowana przez policję wizyta Jedzera w stolicy. Poznańskich
restauratorów mężczyzna odwiedza od maja. A w komendzie policji na Starym
Mieście Roman C. ma nawet "swoją" policjantkę. Po jednym z przesłuchań
Wesoły Romek przybiegł do pani Violetty z bukietem czerwonych róż. Zapytany
przez warszawskich policjantów o telefon do kogoś, kto mógłby potwierdzić jego
dane, Wesoły Romek podał namiar na staromiejski posterunek.
Aby jadać za darmo, Roman C. stosuje rozmaite fortele. Przebiera się za
księdza, podaje za prawnika lub zwariowanego artystę. Jako dziennikarz
wyposażony w fałszywy identyfikator odwiedza konferencje prasowe.
Lubi chwalić się wypchanym portfelem. Nosi w nim jednak jedynie pocięte gazety.
W knajpie potrafi zjeść nawet za 400 zł.
Jego ofiarami padają nie tylko restauratorzy. Jakiś czas temu Roman C. kazał
się wieźć taksówką aż do Gniezna na zjazd starostów. Wysiadając z auta,
zaproponował kierowcy, by ten rozliczył się z organizatorami imprezy. Czasem
Wesoły Romek podaje też adres biura ochrony, w którym kiedyś pracował jako
specjalista od marketingu.
- Odbieramy po kilka telefonów dziennie - potwierdza dawny współpracownik,
zaskoczony informacją, że Wesoły Romek zawędrował aż do Warszawy. - Ciekawe,
skąd teraz będą do nas dzwonić? Może Roman pójdzie z wizytą do samego
prezydenta? - pyta rozbawiony. Ale zaraz dodaje poważnym tonem: - To był dobry
kolega. Ale dwa lata temu wszystko mu się poprzestawiało. Szkoda, że teraz
ludzie się z niego śmieją.
To właśnie choroba chroni Romana C. przed odpowiedzialnością karną. Sąd
uzyskując od biegłego informację o niepoczytalności, umarza sprawy. Jest jednak
nadzieja - dla restauratorów na spokój, dla Romana C. na wyleczenie. Podczas
jednego z obiadów Wesoły Romek zniszczył drogą zastawę stołową. To już
przestępstwo - nie wykroczenie. Prokurator domaga się dla Romana C.
przymusowego pobytu w szpitalu.
Źródło: Gazeta Wyborcza – 21.11.2006 r.
|