Hotele w centrum Krakowa zaczynają dyktować grupom z zagranicy cenę nawet o 30 procent wyższą niż normalnie – donosi Gazeta Wyborcza.
- Organizowałam przyjazd dwóch kilkudziesięcioosobowych grup z Francji. Zadzwoniłem do hotelu, z którym współpracuję na co dzień. Zwodzili mnie, zwodzili, w końcu zapytali, skąd jest grupa. Gdy powiedziałem, podali cenę o 30 procent wyższą. Czy to realia z Ukrainy sprzed dziesięciu lat? Ceny dla "naszych" i "obcych z kasą"? - taki telefon odebrał dziennikarz GW kilka dni temu od zdesperowanej szefowej jednego z biur podróży.
Okazuje się, że jest to powszechna praktyka kilku krakowskich hoteli, które przedstawicielom agencji turystycznych, biurom podróży i touroperatorom sprowadzającym do Krakowa zorganizowane grupy z Wielkiej Brytanii, Francji, USA, dyktują zawyżone ceny. Wszystko odbywa się według następującego schematu: podczas negocjacji hotelarze dyskretnie pytają o narodowość grupy, tłumacząc swe zainteresowanie chęcią przygotowania lepszej oferty. W rzeczywistości chodzi jednak o wysondowanie, czy z usług danego hotelu korzystać będą osoby zasobne, które przyjechały np. na luksusową konferencję, czy też zwykli turyści. Dopiero wtedy pada propozycja ceny (z reguły wyższa od spodziewanej).
O tym fakcie pracownicy biur podróży nie chcą mówić oficjalnie. - Rzeczywiście, z niektórymi hotelami negocjuje się specyficznie, ale o przypadkach zawyżania cen przez hotele nie słyszałam - zamyśla się Anna Jędrocha, prezes biura InterCrac, choć minutę wcześniej pracownik jej biura potwierdził w rozmowie, że "ten problem jest powszechny i dobrze znany".
Również pracownicy krakowskiego biura Promenada potwierdzają, że wielkie zainteresowanie turystów z całego świata przekłada się na śrubowanie cen dla zagranicznych grup. Zdziwienia tego typu działaniami nie kryje Gerard Bottos, sales manager biura turystycznego Contact Polska: - Dla dobrego wizerunku branży hotelarskiej takie praktyki nie powinny mieć miejsca. Przecież to żadna różnica, czy w hotelu X nocują grupy z Polski, Francji czy Holandii. Negocjowanie cen przez pryzmat narodowości klientów to jakieś nieporozumienie - mówi.
Jednak krakowskie hotele zgodnie zaprzeczają, jakoby segregowały gości według kryteriów narodowych.
- Każdy kontrahent to osobny kontrakt. Mogę zapewnić, że nie stawiamy pytań o narodowość na żadnym etapie negocjacji. Jeśli już takie pytania się pojawiają, to dlatego żeby jak najlepiej się przygotować do obsłużenia gości. Wiadomo przecież, że jeśli przyjeżdżają Japończycy, to trzeba im zaproponować pokoje z wannami, bo do tych z prysznicami nawet nie wejdą. Takie pytania mają więc szerszy kontekst - tłumaczy Michał Malarz, zastępca dyrektora hotelu Novotel w Bronowicach.
Miejscy urzędnicy nie widzą dobrego wyjścia z sytuacji. - Taki proceder odbywa się niestety zgodnie z prawem. Mogę tylko zaapelować do szefów hoteli, aby sztucznie nie zawyżali cen. W dłuższej perspektywie może to odstraszyć klientów z zagranicy - mówi Grażyna Leja, odpowiedzialna za turystykę z ramienia prezydenta Krakowa.
Źródło: Gazeta Wyborcza – 5.02.2007 r.
|
